SŁOWEM WSTĘPU
Czymże byłaby dobra rozpierducha bez porządnej muzyki bębniącej nam w uszach? Bez tysięcy niskich i wysokich dźwięków zalewających nasz wypaczony umysł? To tak jakby spróbować sobie wyobraźić Xtense’a bez trackerów czy Renatę Beger bez ubrania. Trudne prawda? A jakie przerażające momentami. Dlatego też, panowie ze Stainles Studios zadbali o odpowiednie nasączenie naszych aparatów słuchowych mocną, gitarową muzyką oraz odpowiednią ilością elektroniki. Soundtrack z CARMAGEDDONA jest nieco krótki - liczy zaledwie 7 kawałków, ale tutaj ilość na pewno nadrobiona jest jakością. Za muzę zabrały się dwie, świetne kapele: kultowe już Fear Factory oraz nieco mniej popularne Lee Groves. Muzycznie wpasowali się do gry idealnie, obecnie nie wyobrażam sobie, żeby jakiekolwiek inne kapele mogły zaopiekować się tym soundtrackiem. Jak na rok 1996 chłopaki pokazali wszystko to, czego chcieli od nich fani: Szybki, ostry, metal, oraz pokręcone elektroniczne brzmienie. Zresztą, nie ma się, co rozwodzić nad starymi czasami, czas rozebrać kawałki na części pierwsze.
„ZABIJE WSZYSTKICH NA LITERĘ...”
Tracklista Soundtracku przedstawia się następująco:
1. Fear Factory - Body Hammer (Instrumental) 4:15
2. Fear Factory - Demanufacture (Instrumental) 5:05
3. Fear Factory - Zero Signal (Instrumental) 5:35
4. Lee Groves – Coastal 5:47
5. Lee Groves - Desert 5:42
6. Lee Groves - Industrial 5:41
7. Lee Groves - Winter Wonderland 5:42
FEAR FACTORY
Pierwszy kawałek, który zaprasza nas do morderczej, ulicznej rozwałki to „Body Hammer” w wersji intrumentalnej. Jest to wręcz reprezentacyjny Fear Factory’owy numer. Rozpoczyna się od mocnego, szybkiego, riffu, który towarzyszy nam przez znaczną część utworu. Zwrotka to typowe młócenie z nieco słabo rozbudowaną jak na tą kapelę perkusją. Bardzo wyraźnie słyszalne są dwie stopy, używane przez Raymonda Herrere, ale praca rąk to już nie to samo, co w pozostałych dwóch kompozycjach z tego soundtracka. Refren jest trochę bardziej melodyjny, chociaż też nie traci na mocy. Na pochwałę zasługuje końcówka kawałka a w szczególności nieco wolniejszy niż pozostałe riff gitarowy, który wręcz wgniata w ziemię. Następnie przychodzi kolej na „Demanufacture” – jeden z najsłynniejszych numerów grupy. Słychać w nim już nieco więcej elektroniki niż w „Body Hammer”, główny riff gitarowy jest oczywiście tak skomponowany, żeby można było przy nim machać głową jak najszybciej się tylko da. Mniej więcej w połowie utworu pojawią się fragment, który daje nam nieco odpocząć, jednak jest to naprawdę minimalna przerwa. Ogólnie rzecz biorąc „Demanufacture” trzyma bardzo wysoki poziom, przez cały czas trwania.